piątek, 24 września 2021

Z PAMIĘTNIKA GORSZYCH DNI

Jakiś gorszy dzień nr x


Czasem tak strasznie mi ciężko wstać rano z myślą, że czeka mnie kolejny taki sam dzień z dziećmi nie różniący się niczym od poprzednich kilkudziesięciu, a jedyna niewiadoma, to tylko to czy młody pośpi dziś godzinę w ciągu dnia podczas jednej drzemki, czy jednak może dwadzieścia minut.. I takich dni jest mnóstwo. Właściwie głównie tak wygląda macierzyński. Codziennie robię to samo. Wycieram pupy, zmieniam pampersy, gonię dzieci do umycia rąk, wymieniam nie ten widelec na inny, obmyślam posiłki, czasem lepsze czasem gorsze, czasem się namęczę i okazuje się, że nie zjedzą, a przecież jechałam specjalnie do sklepu po wyszukane składniki żeby było super zdrowo. Nie. Dziś wolą frytki z keczupem. Raz mam wenę na zabawę, a innym razem puszczam bajki dla świętego spokoju i padam na kanapę. Sprzątam żeby za godzinę znów był bałagan i wyczekuje drzemek. Byle do drzemki i można będzie jakoś zebrać energię. Co jakiś czas rozkład dnia faktycznie się zmienia, z kimś się spotykasz, gdzieś jedziesz, nieważne co robisz, już zawsze masz ze sobą myśl o dziecku – jednym lub jeśli masz więcej, to o kilku. Bywa tak, że ciężko mi wyjść z tego dołka w który wpadam regularnie, ale jedyne co jest pewne, to to, że nieważne jak jest do kitu, zawsze przyjdzie dzień kiedy jednak szklanka jest do połowy pełna, widok dzieci napawa mnie poczuciem szczęścia i wdzięczności, a wizja sprzątania domu nie jest taka tragiczna i nudna. W niektóre dni po prostu chce się bardziej, a w inne mniej. Nauczyłam się z tym nie walczyć, bo tak musi być. Jesteśmy tylko ludźmi, a nie robotami. Rodzicielstwo, to nieustanna huśtawka pomiędzy „zabierzcie ode mnie to wszystko, bo chce odpocząć” , a „wygrałam życie, dzieci i rodzina to najpiękniejsze co mnie w życiu spotkało” – i to jest OK. Całkowicie OK. Daj sobie prawo do tych skrajnych odczuć. Tym bardziej jeśli wiesz, że jesteś zmęczona. Twoje myśli często spowodowane są po prostu przemęczeniem, brakiem przestrzeni dla siebie, czasu na regeneracje. Stale ciągniemy na oparach, więc nie miej wyrzutów, że jesteś sfrustrowana. Dlatego też zachęcam, aby zwrócić na siebie uwagę , nie zostawiaj długi czas swoich potrzeb na samym końcu. Może nie dziś, nie w tym momencie, ale staraj się pomyśleć o małych krokach by zrobić coś dla SIEBIE.

Wyobraź sobie moment w życiu w którym pracujesz/studiujesz/chodzisz do szkoły/zajmujesz się dziećmi/robisz cokolwiek co wymaga zaangażowania. Myślę, że każdy miewa wtedy takie chwile, kiedy myśli : „ Mam dość” Tak po ludzku, ze zmęczenia. Również i ja tak mam.

Tak jest z każdą pracą w tym także z macierzyństwem. Nie dość, że to fizycznie ciężki kawałek chleba, to również psychicznie nas nie oszczędza.

Nieustannie mamy coś do zrobienia i wiecznie o coś się martwimy. W gotowości dwadzieścia cztery godziny na dobę, kto by się nie męczył? Dlatego wiedz, że to żaden wstyd mieć totalnie po dziurki w nosie swojego grajdołka.


Inny gorszy dzień 


Nie zliczę ile razy byłam w tym miejscu. Myślałam sobie, że już nie może być gorzej i już zawsze będę tkwiła w tej trudnej chwili. Wszystko jest nie tak. Jestem zła, smutna, załamana, skołowana, zmęczona, obwiniam cały świat. Chcę zamknąć wtedy oczy i przenieść się gdzieś w przeszłość do dnia w którym nie miałam tylu zmartwień. Chcę żeby ktoś to ze mnie zdjął. Myślę o dniach w których mogłam zarządzać swoim czasem po swojemu i nie musiałam dopasowywać życia pod drzemki, katary i inne biegunki. W takich czarnych momentach wydaje mi się, że jakaś część mojego życia i mnie się skończyła na zawsze. Mogę tylko powspominać. To boli. Boli za każdym razem kiedy nic nie mogę z tym zrobić, bo muszę się temu poddać i to przetrwać. Nikogo wtedy nie obchodzi, czy Ty masz siłę, chęci, czy w ogóle Ty się trzymasz z tym wszystkim. Musisz i to jest jeden z najtrudniejszych aspektów macierzyństwa. Często musisz to, czego nie chcesz. Musisz rezygnować z siebie, swojego wolnego czasu, przyjemności, planowania wyjazdów, spędzania czasu z przyjaciółmi, mężem. Niekiedy mam wrażenie, że już tak długo tkwię w tym bagienku, że przestaje myśleć. Oddaje się temu, co w danym momencie muszę zrobić i wyłączam myślenie. Włączam tryb samolotowy na własne Ja. Gorsze etapy pojawiają się co rusz. Przeplatają się z przyjemnymi dniami w których patrzę na to co mam i jestem wdzięczna. Cieszę się, doceniam. Takie jest życie i już trochę do tego przywykłam. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu i choć byśmy walili głową w ścianę – niczego nie zmienimy. Najlepszym sposobem jest po prostu przyjmowanie tego z zaciśniętymi zębami mając w głowie taką myśl, że każda nawet najczarniejsza chwila w końcu minie. Gwarantuje Ci to. Przyjdzie dzień w którym będzie Ci łatwiej lub pojawi się sytuacja która pokaże Ci, że to co wydawało Ci się najgorsze – wcale takie nie jest. To będzie się powtarzać cały czas. Nie ma co przywiązywać się do żadnego etapu, bo każdy zawsze mija, zmienia się na inny etap. Niekoniecznie trudniejszy, niekoniecznie łatwiejszy. Po prostu na inny i my stale musimy wykazywać się swoimi umiejętnościami do adaptacji. Stale musimy się do czegoś na nowo przyzwyczajać. Dzieci to nieustanna niespodzianka. To co było dla nas absurdem miesiąc temu za miesiąc może okazać się standardem. Sama po sobie wiem ile razy coś sobie zakładałam, na coś się nastawiałam, a później sprawdzały się rzeczy które zawsze wydawały mi się bez sensu albo „ja tak nigdy nie zrobię”. Nie ma ucieczki przed rozczarowaniem. Ja nadal się tym frustruje. Rozczarowanie ciągle mnie zaskakuje choć jestem mamą dobre kilka lat i myślę, że tak będzie zawsze. Nie da się do tego przyzwyczaić.

Bycie mamą, to ciągłe rozczarowania i warto zdać sobie z tego sprawę. To że u innych dzieci coś działa, nie znaczy, że zadziała u Twojego dziecka. Szukaj swojej drogi i nie martw się jeśli czasem nie dajesz rady. Ja bardzo często mam ochotę zamknąć się gdzieś w samotności i krzyczeć, aż mi tchu braknie. Wtedy zwykle nie mogę i nie mam jak. To jest ten cały trud. On po prostu jest i zawsze będzie. Przyjmij to i bądź dla siebie łaskawa. Czarne dni to element wyprawki..





piątek, 13 lipca 2018

Dziecko alergik pokarmowy - jak dajemy z tym radę



Na samym wstępie pragnę dodać iż moja Lena nadal czeka na szczegółowe testy alergiczne aż nie ukończy 2 lat. Do tego na co jest uczulona prawdopodobnie najbardziej doszłam metodą eliminacji i obserwacji.

Jak to się zaczęło?

Dość klasycznie, czerwona sucha plama na policzku wciąż nie schodziła.. Typowy objaw alergii pokarmowej. Delikatne problemy trawienne dokuczały tylko przez chwilę. Z takimi zmianami wiedziałam, że będzie kręciło się zapewne przy mleku krowim, jajach kurzych etc. Mleka "od krowy" z kartonu absolutnie moje dziecko nie pije, ale jogurty i inne tego typu przetwory dawałam z jako takim OK składem. Jajka uwielbiała, jadła ze mną na śniadania w formie jajecznicy, czasem omleta, naleśników itd. Zaczęłam od żółtek, zrobiłam kilka dni przerwy, podałam jajko na twardo i wiadomo... wielka czerwona plama w przeciągu kilku minut. Z nabiałem podobnie, ale nie uczula aż tak intensywnie.
Plusem całej sytuacji jest to, że od zawsze starałam się zdrowo gotować dla Leny, posiłki bez jajka, czy nabiału to dla nas nic nowego, jednak okropnie było mi żal, że musi patrzeć jak my jemy, a ona nie może, tak jak i jakiegokolwiek jogurtu z kubeczka..

Mleko roślinne królowało od dawna, właściwie dzięki niemu odstawiłam butle mm na noc, zaczęłam podawać jej mleko kokosowe, ryżowe, migdałowe zamiast mm i po kilku tygodniach po prostu przestała pić. Żołądek odzwyczaił się od nafutrowania na noc, od tej pracy nocnej, a z tym zaczęły się całe przespane noce, dziecko może odpoczywać, a nie trawić tonę tego niepotrzebnego w tym wieku mleka modyfikowanego. Właściwie jak tylko zacznie jeść "normalnie", ale to nie było takie łatwe - mimo wszystko jestem zadowolona :)

Wracając do tematu - gotowanie na mleku roślinnym było już u nas znane, została kwestia jaj i serków..
Długo kombinowałam z tymi śniadaniami, posiłkami pomiędzy obiadem, a kolacją i naprawdę da się, ale postanowiłam spróbować zamienników, co by dziecko miało większą przyjemność z jedzenia.

JAJA PRZEPIÓRCZE 

Kupiłam kilkanaście sztuk w sklepie ekologicznym i zrobiłam małej jajecznicę, mało podłogi nie porozbijała tak skakała z radości na widok tych małych jajeczek na patelni. Postawiłam, zjadła, a właściwie wciągnęła nosem i nic się nie pojawiło! Sukces! Matce kamień z serca, a córce uśmiech na twarzy, mamy to :)

"Badania naukowe wskazują iż jajka przepiórcze są bogatym źródłem wapnia, a także witaminy A, witamin z grupy B, takich jak B1, B2, B6, B12 i witaminy D. Zawierają duże ilości żelaza, magnezu, cynku i innych aminokwasów, a także są bogate w kwasy Omega-3 i Omega-6 oraz fosfor, którego brak w jajkach kurzych."

JOGURTY KOZIE 

Koza to trochę co innego jak krowa (nie tylko cenowo :D)
Kupiłam waniliowy jogurt, na widok tego pojemniczka również się trzęsła, jadła jakby to było złoto. Efekt? Nic, buzia czysta, kolejny sukces :) Na pewno nie są to rzeczy które dostaje codziennie, ale co kilka dni chętnie sprawiam jej przyjemność mimo, że trzeba sporo dopłacić.
Wolę dopłacić do jej uśmiechu i zdrowia, niż do paczki chipsów i coli. Mam rację?

"Mleko kozie ma bardzo niewielką zawartość laktozy i niezwykle rzadko powoduje alergie, dlatego jest to prosty i naturalny lek dla osób (zwłaszcza dzieci) cierpiących na skazę białkową. Dla alergików jest bardziej bezpieczną alternatywą dla mleka krowiego(...)"



Jakiś czas temu nawet zabrałam się za naleśniki bez jajek - wyszły ! Zmiksowałam  do nich truskawki i wsunęła w mgnieniu oka, sama nawet zjadłam i smakowały.

Myślę, że wszystko można ogarnąć, potrzeba tylko trochę chęci  i zaangażowania, internet pęka od ilości przepisów, blogów, postów na instagramie. Mamy takie czasy, że nie ma, że się nie da !
A jak ktoś twierdzi inaczej, jest po prostu leniwy :)

Kończąc temat - czekamy na dokładne testy, bo nie jestem w stanie wyłapać wszystkiego, czasem jeszcze coś się pojawi i nadal główkuję, ale jakiś trop już jest i można działać. Zapewne są to alergie, które z wiekiem ustąpią, a póki co trzeba sobie radzić.

Miłego dnia !



poniedziałek, 25 czerwca 2018

Baterie należy ładować




Każdy z nas ma w sobie mechanizm który jest napędzany przez pewna energię. Czerpiemy ją z każdej sfery życia. Poczynając od jedzenia poprzez uśmiechanie, ramiona bliskiej osoby, spokój, odpoczynek fizyczny i psychiczny, dobry sen. 

Rodzic to taka istota, która w momencie narodzin dziecka traci po trochu z każdej sfery życia, zyskując mimo wszystko więcej z innej, ale jednak - energia wystawiona jest na próbę przetrwania. Życie codzienne testuje nas z każdej strony, nie zostawia na nas suchej nitki i różnie to bywa - raz lepiej, raz gorzej, raz fatalnie, a raz wspaniale :)
Czasem dzień jest tak fantastyczny, że chciałoby się zatrzymać czas, a raz tak masakryczny, że czekamy aż będziemy mogli paść na łóżko..

Dziś chciałabym napisać, że każdy z nas czasem potrzebuje odpocząć, odłożyć na bok życie codzienne, prace, oddać dziecko pod opiekę babci, wyjechać, zmienić otoczenie, oderwać się od garow, pampersów i wstawania w nocy. Nie przybijajcie się do krzyża i nie mówcie, że zawsze sobie świetnie radzicie, macie energię i chęci, bo takie rzeczy tylko na wyimaginowanym instagramie. Bardzo nie lubię tendencji robienia z siebie męczennicy. Jasne, że jesteśmy zmęczone, potrzebujemy odpocząć i pozwólmy sobie pomóc :) chociażby dlatego żeby wrócić z nową energia i docenić to co mamy. Rutyna to najgorsze co może nas dosięgnąć i ten kto był blisko niej wie o czym mówię! Trzeba dbać zarówno o zdrowie fizyczne jak i psychiczne. Śmiało mogę powiedzieć : tak, zostawiłam swoją córkę z babcią, wyjechałam z mężem na kilka dni, wypoczeliśmy niesamowicie! 

Pewnie, że się stęskniłam za córką, dlatego też fajnie było sobie zatesknić, bo na co dzień to raczej ciężko.. :D


Macie takie miejsca w które lubicie wracać? W których czujecie się całkowicie odosobnieni od problemów i trosk?
Dla mnie jest to przede wszystkim mój dom oraz dom rodziców Michała. Tym razem właśnie tam spędziliśmy kilka dni. Książkowa sielanka, oaza spokoju, mnóstwo zieleni, kwiatów, owoców - przyrody.. zapach drewna.. Żyć nie umierać! Poranny spacer po maliny na śniadanie.. Zapach miodu i dymu.. To są rzeczy niezastąpione. Tak jak rodzina. Chciałam wam pokazać kawałek pięknego świata..
Takie moje dzisiejsze refleksje tradycyjnie w pociągu.. Jestem zmęczona, a w środku taaaka spokojna. Było wspaniale, ale miło wraca się do swojego domu, do swojego dziecka, psa i kątów. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!














piątek, 15 czerwca 2018

Czy Vintage to obciach?


Vintage - jak to profesjonalnie i ekskluzywnie brzmi..

Szkoda tylko, że ja ciągle mam wrażenie, że pójście do lumpa, to jakaś obciachowa czynność, a już nie wspomnę o tym, że ktoś nas może zobaczyć jak tam wchodzimy, olaboga! To dopiero będzie gadane!

Żartuję oczywiście, ale jeśli chodzi o większość społeczeństwa, to tak to właśnie wygląda.
Za każdym razem jak z kimś o tym rozmawiam, to klimat robi się dziwny. Często słyszę, że ja to nie chodzę, bo nie umiem się przemóc, bo nigdy nie chodziłam, bo trzeba buszować. Ja wam powiem - wstydzicie się ! :D Pycha zjada ludzi do tego stopnia, że nie są w stanie się przyznać, że kupują coś z 2 ręki, z 2 duszą, za "fortunę" jaką jest kilka złotych. Teraz trzeba mieć wszystko firmowe, nowe, najlepiej otwierane na oczach instafollowersów - M A S A K R A

Sympatią do tego typu zakupów zaraziła mnie moja Mama, dla której metki i ceny z kosmosu są na szarym końcu listy must have, dlatego najczęściej fruwamy po lumpexach razem :)

Najfajniejsze perełki ubraniowe mam właśnie stamtąd! Kilka fajnych kiecek, bluzy, sweterki które mam kilka sezonów.. Lena swoje skarby też posiada i to nie byle jakie!
Kiedy jeszcze byłam w ciąży wędrowałam co czwartek na samo otwarcie polować dla niej na śliczne, dobre jakościowo ciuszki, tego nie da się zniszczyć -  wierzcie mi. Ktoś zapłacił za 2 pary pajacyków 100 zł, a ja 5 zł :) To jest wspaniałe, a nie obciachowe.. Później ktoś mnie pyta, gdzie kupiłam to,  czy tamto dla Leny. No jak gdzie? W lumpie!

Ciocie i babcie Leny też mi się udały, od nich też kilka zacnych łupów miałyśmy i do tej pory mamy!
Ostatnio doskonale wychodzi mi polowanie  na skórzane firmowe buty w świetnym stanie, można za coś zapłacić 10 zł i się nie martwić, że dziecko zajedzie nam drogie buty na żłobkowym podwórku. Ostatnie całkiem nowe letnie trampki dla małej muszę prać co drugie wyjście i za miesiąc będą do śmieci :)

Oczywiście, że kupuje i kupowałam jej nowe rzeczy, tak samo dla siebie. Całkiem przyzwoitą sumkę w ciąży wydałam na te wszystkie nowe piękne ubrania.. ale gdyby nie vintage, wydałabym dużo dużo więcej. Do tej pory tak jest, kupuję nowe, ale kupuję też unikatowe pojedyncze sztuki wyjątkowych ubrań, których nie będzie miała na sobie inna dziewczynka w żłobku.

Cały fenomen tych ubrań polega na tym, że są niepowtarzalne i tylko nasze. Nie trzeba się martwić, że ktoś na imprezie wyskoczy w tej samej kiecce z h&m'a, bo akurat nowa kolekcja. Mamy coś unikalnego, ale nie za niewyobrażalną sumę. Zawsze jak coś upoluję, to wracam do domu zachwycona, że wydałam parę złotych na nową koszulę, firmową bluzę lub elegancką sukienkę :)
Satysfakcja z upolowania fajnej perełki uzależnia.


Jest jeden minus!
Nie mam na to już tyle czasu co kiedyś :)

a wy, lubicie chodzić po szmateksach?
Ja bym mogła godzinami buszować! 


sukienka na zdjęciu 100% VINTAGE 






środa, 13 czerwca 2018

Jak Ty matko ogarniasz?



Muszę podziękować kilku osobom, które dały mi motywację, abym dalej coś tu pisała.

środa, 7 czerwca 2017

piątek, 20 stycznia 2017

EXPRESOWY MUG CAKE BANANOWO-ORZECHOWY


Jeśli macie na przygotowanie śniadania bardzo mało czasu, ten przepis jest zdecydowanie dla was!